á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Poeta sporo wierszy poświęca fenomenowi muzyki. Światów zawsze gotowych płynąć nam na pocieszenie. Matywiecki podpowiada, że instrumenty służą przypadkowi, a melodie mogą wchłaniać czas bez reszty. Początki to bardziej znośne nic. Wydani jesteśmy przemijaniu, gotowi na ból. Samo utrzymywanie w istnieniu jest ćwiczeniem w odpędzaniu rozpaczy. Poeta mówi, że tylko dlatego opowiadamy, ponieważ w opowieściach łatwiej nam znieść nieistnienie. Matywiecki pisze wiersze pogodzone ze swoją starością, ze zbędnością nadziei, bo trzeba w końcu zaakceptować warunki gry – na starość każde rozdanie jest dla nas niefortunne. Kroki prowadzą donikąd, drogi ku jedynej, ostatecznie możliwości, kończącej wszelkie inne jej alternatywy. Czy świat jest sumą punktów widzenia, czy równaniem z jedną niewiadomą? „Jestem poetą, Wyobrażam sobie – pisze Matywiecki – rzeczywistość”. Poezja wielkich kwantyfikatorów: jest, zawsze, czas, śmierć, śmiech. Jesteśmy wespół z rzeczami. W gestach, myślach, spojrzeniach. Nie ma innego życia. W końcu zostanie kilka słów do wypowiedzenia bez lęku, w końcu już nikt nie będzie czekał na odpowiedź. Byłem, nie będę. Nie każdy jest swoim życiem.
Mowa jest dla ciebie wygodnym pseudonimem, bo boisz się stanąć sam naprzeciw milczenia.
Bartosz Suwiński